Przyszedł czas na ostatnią część serii Pozdrowienia z Nowego Jorku. Tym razem poznajemy Evę, która jest niepoprawną romantyczką, wierzy w bezgraniczną miłość. Uwielbiam gotować, dlatego przepisy umieszcza na swoim blogu. Straciła babcię, która była jej najbliższą osobą i wciąż nie doszła do siebie. Jednakże stara się żyć tak, żeby babcia była z niej dumna. Akcja toczy się przez Bożym Narodzeniem, które jest ciężkim okresem dla dziewczyny przez brak rodziny. Oczywiście może liczyć na swoje przyjaciółki, jednakże mają one partnerów i nie chce, żeby się nad nią litowano.
Kobieta dostaje nietypowe zadanie - ma zapełnić lodówkę oraz udekorować mieszkanie przed Bożym Narodzeniem pewnego znanego pisarza kryminałów - Lucasa. Powiedział wszystkim, że nie będzie go w tym czasie w mieszkaniu - ponieważ będzie pracował w Vermoncie nad swoją książką. Nienawidzi on świąt Bożego Narodzenia i zawsze w tym okresie miewa zły nastrój. Jakie są tego powody? Czy nie przeszkadza mu to w pisaniu książki?
Tak naprawdę Lucas skłamał i postanowił zaszyć się w swoim mieszkaniu przed całym światem, żeby mieć święty spokój. Kiedy oboje dostrzegają, że nie są sami - Eva postanawia dokończyć pracę i wyjść. Niestety plany krzyżuje jej śnieżyca. Nawet taki nieczuły pisarz nie pozwala jej wyjść w taką pogodę. Co wyniknie z dwóch skrajnie różnych osobowości?
Uważam, że charaktery bohaterów zostały doskonale dobrane. Są zupełnie inne, dlatego książka jest ciągle "żywa" a ich przekomarzanki są często zabawne. Jest to bardzo fajna komedia romantyczna. Cała seria jest tak napisana, że nie trzeba czytać ich po kolei, można osobno.
Jedyne co nie współgra w książce to okładka. Akcja rozgrywa się przez Bożym Narodzeniem - zimą, a na okładce mamy wiosnę. Zupełnie nie mogę tego zrozumieć. Może nie przeszkadza to jakoś bardzo, ale skłania do przemyśleń - dlaczego akurat tak?
Wpis w ramach wyzwania WyPożyczone - bloga Rudym Spojrzeniem Serdecznie zachęcam do wzięcia udziału.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz