czwartek, 31 maja 2018

Złodziejka Marzeń - Anna Sakowicz

      W tej powieści, która jest również trylogią poznajemy Joannę - czterdziestoletnią matkę nastolatki, rozwódkę. Kobieta jest nauczycielką, bez wytchnienia poddaje się temu zajęciu. Aż pewnego dnia przed końcem roku  - mówi dość. Na szczęście wszystkie znaki na niebie jej sprzyjają i tak przypadkiem (a może i nie?) trafia do domu ciotki w Starogradzie Gdańskim. Na początku jest sceptycznie nastawiona, ponieważ ma tam spędzić swój najbliższy rok. 
      Jej monotonne, nawet nudne życie zaczyna nabierać tempa. Kim jest tak naprawdę przystojny Piotr, z którym biega? Tak bardzo lubi dzieci, że im pomaga czy to jednak coś więcej... Czy któryś z bohaterów skradnie serce naszej bohaterki? 
     Książkę czyta się bardzo szybko. Od razu widać, że jest napisana lekkim piórem. Jednakże lektura skłania do refleksji, ponieważ są w niej ukazane bardzo ważne wątki. Można przeczytać o samotnym rodzicielstwie, o byciu samotnym - jak sobie niektóre osoby  dają bez drugiej połowy. Autorka również opisuje bardzo ważny problem jakim jest hospicjum. W bardzo delikatny sposób przekazuje nam jak się tam zachowują dzieci oraz to, że nie w żadnym razie nie chcą one litości i wolałaby być traktowane normalnie jak ich rówieśnicy.  


Wpis w ramach wyzwania WyPożyczone - bloga Rudym Spojrzeniem  Serdecznie zachęcam do wzięcia udziału.

poniedziałek, 28 maja 2018

Pozytywka - Agnieszka Lis

      W końcu coś innego niż książki Miszczuk. Niestety, jeśli ktoś myśli, że to koniec tamtej autorki to muszę go rozczarować. Wypożyczyłam już jej dwie kolejne pozycje, które zapowiadają się obiecująco. Jednak nie o tym dzisiaj.
       Monikę poznajemy, kiedy bierze ślub. I to nie byle jaki! Jest to najbardziej wystawny ślub, jaki jej wieś widziała od kilkudziesięciu, a może nawet kilkuset lat. Jej wybrankiem jest bogaty mężczyzna z Warszawy. Tym bardziej  kobieta nie może uwierzyć w swoje szczęście. Przeprowadza się do willi męża i zaczyna oswajać z nową rzeczywistością. Nie jest to jednak łatwe, ponieważ od zawsze była szarą myszką. Z pomocą (aż niewyobrażalne, prawda?) przychodzi jej teściowa, która towarzyszy Monice w rozmowie. Przekonuje ją, żeby zapisała się na studia oraz pomaga znaleźć pracę. Niestety Robert zaczyna się od niej oddalać. Dodatkowo dziewczyna nie może zajść w ciążę, co jeszcze bardziej potęguje ich kłótnie. Monika nie posiada się ze szczęścia, gdy w Wigilię oznajmia rodzinie wynik testu ciążowego. Przez moment można powiedzieć, że jest nawet normalnie. Nikt się jednak nie spodziewa, że los szykuje dla nich bardzo przykrą niespodziankę.
        Żaden z bohaterów powieści nie jest idealny. Każdy ma jakąś wadę - przeważnie dużą. No cóż, to tak jak w życiu. W końcu nikt z nas nie jest bez skazy. Bohaterowie zdecydowanie nie umieją ze sobą rozmawiać. Monika nie miała wsparcia u rodziców, ojciec nigdy nie powiedział jej, że ją kocha. Teść przemyka przez dom jak cień, nie odzywając się do swojej żony, która sama nie wie jak tę sytuację naprawić. A małżeństwo kobiety? Zamiast szczerze porozmawiać, powiedzieć czego chcą, oboje gdzieś uciekają. A to Robert niby w delegacje przez co większość czasu spędza poza domem. Dlatego, gdy wydarzy się tragedia - trudno przewidzieć, które jak się zachowa i co zrobi. Będzie szczęśliwe zakończenie czy jednak nie? Do czego doprowadzą Monikę wydarzenia, które na nią spadną?

Wpis w ramach wyzwania WyPożyczone - bloga Rudym Spojrzeniem  Serdecznie zachęcam do wzięcia udziału.

czwartek, 24 maja 2018

Żerca - Katarzyna Berenika Miszczuk

      Oczywiście długo nie wytrzymałam i szybko poszłam do biblioteki po kolejny tom Kwiatu paproci. Akcja zaczyna się niedługo po Nocy Kupały. Mieszko znika, zapowiadając, że wróci jak tylko godnie pochowa Ote. Baba Jaga nosi żałobę po swoim mężu, Gosię męczą koszmary i wyrzuty sumienia, że to przez nią zginął... Nic nie wydaję się takie samo, jak było przedtem. W dodatku w Bielinach pojawia się nowy żerca - bardzo przystojny Witek! Jakoś tak przypadkiem szybko zaczyna towarzyszyć Gosi. Irytuje ją tylko to, że młody chłopak nie wierzy w inne istoty nadprzyrodzone oprócz bóstw. Twierdzi, że demony, rusałki, topielce i inne to tylko wytwór ludzkiej wyobraźni. Kobieta jednak po ostatnich wydarzeniach nie może się zgodzić z tym stwierdzeniem.
       Akcja powieści z każdą przeczytaną stroną - nabiera tempa! Na szczęście nie zwalnia już do końca. Pojawia się nawet wątek kryminalny - kto zabija topielca Dareczka i inne nadprzyrodzone istoty? Nie było to jakieś bardzo zagmatwane i łatwo się domyślić kto będzie zabójcą. Trzeba tutaj napisać o zakończeniu. Katarzyno, dlaczego? Nie wiedziałam czy krzyczeć, płakać czy zamknąć się w sobie, dlatego jak najszybciej sprawdziłam kiedy wychodzi kolejny tom. Ufff, na szczęście już 23 maja! Dlatego jeśli zaczęliście cykl czytać niedawno, może nie będziecie przeżywać tego co ja. Nawet rozmawiałam z panią bibliotekarką i obiecała, że możliwe, że książka pojawi się u nich jeszcze przed wakacjami. Jednakże, naprawdę nie wiem czy wytrzymam tak długo.

Wpis w ramach wyzwania WyPożyczone - bloga Rudym Spojrzeniem  Serdecznie zachęcam do wzięcia udziału.

niedziela, 20 maja 2018

Noc Kupały - Katarzyna Berenika Miszczuk

      Noc Kupały to druga część cyklu Kwiat Paproci. Musiałam chwilę poczekać, zanim zaczęłam czytać drugi tom. Jednakże, kiedy już to zrobiłam - oczywiście przepadłam. Wszyscy przygotowują się do Nocy Kupały. To właśnie wtedy ma się wypełnić przeznaczenie Gosławy. Ma wtedy znaleźć kwiat paproci, który ma niewyobrażalną moc - ten, kto wypije z niego napar może stać się nieśmiertelny lub tę nieśmiertelność utracić. Kto by nie chciał takiej władzy? Dlatego kobieta obiecuje kwiat dwóm bóstwom oraz Mieszkowi. Chcę grać na czas. Ale komu ostatecznie odda kwiat? Okazuje się, że nawet Mieszko, który jest bliski jej sercu ma tajemnice. Bowiem Ote, jego żona nie do końca jest tak martwa, jak wszyscy sądzili. Czy ona również będzie próbowała zagrozić Gosi? Jak na tę wieść zareaguje Mieszko?
       W książce jest jeszcze więcej fantastyki niż w pierwszym tomie. Jednakże jest to tak świetnie zrobione, że wszystko ze sobą niesamowicie współgra. Powieść ma niepowtarzalny klimat. Każdy znajdzie w niej coś dla siebie - fantastyka? proszę bardzo, romans? oczywiście , sceny mrożące krew w żyłach? również się znajdą. Mimo momentów grozy nie zabrakło dużej dawki humoru.

Wpis w ramach wyzwania WyPożyczone - bloga Rudym Spojrzeniem  Serdecznie zachęcam do wzięcia udziału.
 

piątek, 18 maja 2018

Szeptucha - Katarzyna Berenika Miszczuk

      Nie jestem wielką wielbicielką fantastyki. Jednakże kiedy zobaczyłam tę książkę w bibliotece nie mogłam przejść obok niej obojętnie. Dlaczego? Napisała ją Katarzyna Berenika Miszczuk - autorka, którą poznałam dzięki trylogii Wiktoria Biankowska. Już tam rzeczywistość mieszała się z fantastyką. Wyszło to genialnie, dlatego miałam nadzieję, że i teraz będzie podobnie. Co z tego wyszło? Zapraszam do recenzji.
      Gosia - a tak naprawdę Gosława po skończeniu medycyny musi odbyć roczny staż jako szeptucha. Jest to uzdrowicielka ludowa, która leczy ziołami, naparami i "czarami" . Jednakże ona chce leczyć ludzi, a nie wciskać jakieś zioła jak sama twierdzi. Bohaterka wyjeżdża do Bielin, małej wsi nieopodal Kielc, z której pochodzi jej matka. Gosia nie wierzy w bogów, nie wierzy w uzdrowicielskie działanie szeptuchy, nie znosi lasu i wszelkiego robactwa. Głęboko wierzy, że to będzie bardzo nudny i trudny rok. Jej przyjaciółka Sława, żeby dodać koleżance otuchy postanawia przeprowadzić się razem z nią. Wynajmują mieszkanie w Kielcach, w końcu stamtąd to już tylko rzut beretem do Bielin.
      Pierwszego dnia na swojej drodze spotyka przystojnego Mieszka. Chłopak podwozi ją do chatki szeptuchy na swoim koniu. Czyżby książę z bajki na białym rumaku? Książę? Muszę Wam nadmienić, że imię Mieszko nie jest wcale przypadkowe i ma związek z Mieszkiem I.
      Gosia będzie musiała zmierzyć się z bogami. Widząc ich na własne oczy w końcu w nich uwierzy. Będzie musiała pokonać dużo trudnych przeszkód, które staną jej na drodze. A Mieszko? Czy to wszystko zakończy się romansem.
      Książkę czyta się bardzo szybko. Jest napisana lekkim piórem. Nie brakuje w niej dozy humoru. Powieść należy do serii Kwiat paproci - jest to pierwszy tom. Na pewno ukażą się recenzje kolejnych części.


Wpis w ramach wyzwania WyPożyczone - bloga Rudym Spojrzeniem  Serdecznie zachęcam do wzięcia udziału.
   

sobota, 12 maja 2018

I była miłość w getcie - Marek Edelman, Paula Sawicka

      Pasję do historii zaszczepiła we mnie moja historyczka z podstawówki. Umiała o niej opowiadać I była miłość w getcie, którą przyuważyłam na bibliotecznej półce. Bardzo zaintrygował mnie tytuł, dlatego nie zastanawiając się - wypożyczyłam ją.
niesamowicie. I pomimo, iż szkołę skończyłam jakiś czas temu nadal lubię czytać książki, które mają coś związanego z historią. Dlatego nie mogłam przejść obojętnie obok pozycji
      Chyba każdy słyszał słowo getto. Mnie kiedy sobie o nim pomyślę kojarzy się z bólem, rozłąką, zamknięciem, wiecznym strachem i głodem. Ale z miłością? Nie, z miłością nie kojarzyło mi się nigdy.
       Marek Edelman był przywódcą powstania, które wybuchło w warszawskim getcie. Powierzył Pauli Sawickiej zadanie - żeby z jego wspomnieć stworzyła książkę.
       W książce zostało opisane najwspanialsze uczucie - miłość. Autor pokazuje, że pomimo tak okrutnych zdarzeń ludzie nie zapomnieli jak to jest kochać. Nie zawsze jest imię danego bohatera, czasami jest to tylko kobieta z długim warkoczem. Ale to nie jest ważne. Ważna jest ich historia i pamięć o nich. Jest tam opisana miłość do bliźniego, miłość do matki - bo kto odważyłby się móc nadal żyć, pójść za matką do wagonu, pójść w nieznane, w pewną śmierć? , miłość do przyjaciół, miłość nauczycielki do swoich uczniów.
        Uważam, że jest to bardzo ważna książka. Taka, do której trzeba dojrzeć. Pokazuje to co naprawdę się liczy. Moim zdaniem nie czyta się jej łatwo, ale może nam pokazać jak powinniśmy się zachowywać w różnych aspektach i jakich błędów już nie powinniśmy popełniać. Chociaż mogą to być moje subiektywne odczucia, każdy z niej wyciągnie coś innego, coś swojego.

Bo nienawiść dużo łatwiej wzbudzić, niż skłonić do miłości. Miłość wymaga wysiłku i poświęcenia. 

Wpis w ramach wyzwania WyPożyczone - bloga Rudym Spojrzeniem  Serdecznie zachęcam do wzięcia udziału.

czwartek, 3 maja 2018

Cud na Piątej Alei - Sarah Morgan

         Przyszedł czas na ostatnią część serii Pozdrowienia z Nowego Jorku. Tym razem poznajemy Evę, która jest niepoprawną romantyczką, wierzy w bezgraniczną miłość. Uwielbiam gotować, dlatego przepisy umieszcza na swoim blogu. Straciła babcię, która była jej najbliższą osobą i wciąż nie doszła do siebie. Jednakże stara się żyć tak, żeby babcia była z niej dumna. Akcja toczy się przez Bożym Narodzeniem, które jest ciężkim okresem dla dziewczyny przez brak rodziny. Oczywiście może liczyć na swoje przyjaciółki, jednakże mają one partnerów  i nie chce, żeby się nad nią litowano.
          Kobieta dostaje nietypowe zadanie - ma zapełnić lodówkę oraz udekorować mieszkanie przed Bożym Narodzeniem pewnego znanego pisarza kryminałów - Lucasa. Powiedział wszystkim, że nie będzie go w tym czasie w mieszkaniu - ponieważ będzie pracował w Vermoncie nad swoją książką. Nienawidzi on świąt Bożego Narodzenia i zawsze w tym okresie miewa zły nastrój. Jakie są tego powody? Czy nie przeszkadza mu to w pisaniu książki?
         Tak naprawdę Lucas skłamał i postanowił zaszyć się w swoim mieszkaniu przed całym światem, żeby mieć święty spokój. Kiedy oboje dostrzegają, że nie są sami - Eva postanawia dokończyć pracę i wyjść. Niestety plany krzyżuje jej śnieżyca. Nawet taki nieczuły pisarz nie pozwala jej wyjść w taką pogodę. Co wyniknie z dwóch skrajnie różnych osobowości?
         Uważam, że charaktery bohaterów zostały doskonale dobrane. Są zupełnie inne, dlatego książka jest ciągle "żywa" a ich przekomarzanki są często zabawne. Jest to bardzo fajna komedia romantyczna. Cała seria jest tak napisana, że nie trzeba czytać ich po kolei, można osobno.
         Jedyne co nie współgra w książce to okładka. Akcja rozgrywa się przez Bożym Narodzeniem - zimą, a na okładce mamy wiosnę. Zupełnie nie mogę tego zrozumieć. Może nie przeszkadza to jakoś bardzo, ale skłania do przemyśleń - dlaczego akurat tak?

Wpis w ramach wyzwania WyPożyczone - bloga Rudym Spojrzeniem  Serdecznie zachęcam do wzięcia udziału.

wtorek, 1 maja 2018

Zachód słońca w Central Parku - Sarah Morgan

        Zgodnie z obietnicą - przyszedł czas na drugą z serii Pozdrowienia z Nowego Jorku. Akcja powieści jak można się domyśleć toczy się w Nowym Jorku i ma w pewnym stopniu związek z tamtejszym parkiem zieleni (Central Park)
       Tym razem książka opowiada o losach Frankie. Jest to kobieta silna i niezależna, która o wiele woli rośliny i książki niż przebywanie wśród ludzi.
Cały czas na jej drodze jest Matt - który jest bratem jej przyjaciółki Peige. Jest jej przyjacielem i nie chciałaby niczego zmieniać, jednakże pożądanie jest coraz silniejsze. Chłopak nie zamierza niczego ułatwiać, ponieważ żywi do niej głębsze uczucia niż przyjaźń. Frankie boi się tego związku, boi się zaangażować. Uważa, że żaden związek nie może się udać, ponieważ  w przeszłości jej rodzice się rozwiedli.
       Czy kobieta uwierzy w prawdziwą miłość? Czy zaufa Mattowi? Czy może jedynym dla niej szczęściem nadal pozostaną książki i rośliny?
       Powieść czyta się bardzo szybko. Jak poprzednia część ta również mnie całkowicie pochłonęła. I... oczywiście przez przypadek, znowu zarwałam pół nocy. Naprawdę autorka ma taki lekki styl pisania, że nie można się oderwać przed zakończeniem całości.
       Książka porusza dużo ważnych aspektów, takich jak: wpływ rodziców na nasze życie, innych ludzi którzy odegrali w nim jakąś ważną rolę. Pokazuje, że zaufanie to najważniejszy czynnik w relacjach międzyludzkich. Oczywiście gorąco polecam, nie zabraknie zabawnych momentów.

Wpis w ramach wyzwania WyPożyczone - bloga Rudym Spojrzeniem  Serdecznie zachęcam do wzięcia udziału.