Szkołę uczuć oglądałam niezliczoną ilość razy, zawsze dopatrując się jakiejś nowej rzeczy, ostatecznie znając wszystkie sceny na pamięć. Dopiero niedawno dowiedziałam się, że jest to wyreżyserowane na podstawie książki. W sumie nie wiem czemu się dziwiłam, takie dobre rzeczy bez powieści by nie powstały. :> Szybko odwiedziłam bibliotekę i nawet nie zdziwił mnie fakt, że jest wypożyczona. Pani powiedziała, że jeśli wróci to ją odłoży dla mnie. (dobrze jest żyć w dobrych stosunkach z bibliotekarkami ;))
Na początku można przeczytać: "Najpierw będziecie się uśmiechać, potem zapłaczecie... nie skarżcie się później, że was nie ostrzegałem." Pomyślałam pod nosem, że płacz przy czytaniu to dla mnie nic nowego, więc dam radę. Najpierw zaskoczyły mnie mega długaśne opisy, których nie lubię. Miałam nadzieję, że dalej ich nie będzie. Na szczęście tak też było. Także do jakiejś 80 strony może i się uśmiechałam. Potem było sobie gorzej, bo już do końca książki ryczałam. W niektórych momentach nawet literki mi się zamazywały. Oczywiście nie obyło się bez porównywania do filmu. Doszłam do wniosku, że w filmie zastosowano dużo dramatu, dodano wiele scen, a wykrojono niektóre pojawiające się w książce. Pewnie, gdyby opisano tak jak to jest w powieści film nie sprzedałby się, bo nie oddałby w taki sposób wszystkich emocji. Jednakże nie umiałabym powiedzieć co jest lepsze książka czy ekranizacja, ponieważ obie na swój sposób są NIESAMOWITE. W sumie nawet nie można ich porównywać, ponieważ wiele rzeczy w filmie zostało dodanych.
Otóż książka opowiada o dwójce siedemnastolatków - Jamie Sullivan i Landonie Carterze. On z bogatej rodziny, ona jest zwykłą córka pastora. Chodzą ze sobą do klasy praktycznie od zawsze. Landon jednak nigdy nie zauważał swojej koleżanki. Przez nacisk ojca zakandydował na przewodniczącego szkoły. Udało mu się wygrać, ale pojawił się problem. Nie mógł znaleźć partnerki na bal wiosenny. Jego ostatnią deską ratunku była Jamie. Według niego przeciętna, ale nawet ładna gdyby rozpuściła włosy i inaczej się ubrała. Dziewczyna, która pomagała wszystkim dookoła od razu się zgodziła, ale postawiła jeden warunek: "Obiecaj, że się we mnie nie zakochasz." Chłopak sobie pomyślał, że nigdy w życiu i przystał na tę prośbę. W miarę dobrze się bawili. Następnie ona poprosiła go o przysługę. Miał bowiem wystąpić w przedstawieniu grając główną rolę. W jego mniemaniu musiał się zgodzić, ponieważ był jej coś winny. Znajomi się od niego odwrócili, a on coraz bardziej zbliżał się do Jamie, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Ciągle miał ją za zwykłą koleżankę. Przełom nastąpił w dzień premiery. Dziewczyna w końcu wyznała mu prawdę...
Bardzo gorąco wszystkim polecam. I tym, którzy uwielbiają czytać i tym, którzy wolą ekranizacje. Żadna grupa się nie zawiedzie.
Wpis w ramach wyzwania WyPożyczone - bloga Rudym Spojrzeniem Serdecznie zachęcam do wzięcia udziału.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz